O TYM, JAK MODNY WU Z OBUWIEM SIĘ WADZIŁ

    Żyli raz sobie pan Wu z panią Wa. Pan Wu był modny, Pani Wa cierpliwa.
   Pewnego lata Wu zorientował się nagle, że pod łóżkiem sypialnianym zalega  kolekcja nienoszonych jeszcze, dziewiczych butów. Jął je zatem wyciągać, mierzyć, stopy przystrojone kontemplować. Za liczenie się nie brał, bo już na oko było widać, że do setki dojść może. Zawstydził się nieco objętością swych zbiorów, bo łatwo rozpoznał, że żonę swą, piękną Wa, dawno prześcignął. 
     Ba! Czego się spodziewać po elegancie, który zgromadził z ćwierć tysiąca krawatów, zaś koszulami wieś sporą mógłby obdzielić? Kolekcja butów reszcie garderoby ustąpić nie może!
Przegląd trwał i trwał. W efekcie kilka par, porządnie wypastowanych i wybłyszczonych w przedpokoju stanęło, czekając na swą kolej w testowaniu. 

TEST PIERWSZY

     Modny Wu w nowe półbuty przyodzian wyruszył na rekonesans do miasta. Coś tam miał kupić, coś tam planował załatwić. Żeby się pracy obuwia lepiej przyjrzeć, zrezygnował Wu ze środków lokomocji publicznej i pieszo ruszył w drogę. 
     Poszedł. Po kwadransie telefon.
- Wa, kochana moja, wsiądź na rower, przywieź mi jakieś buty. 
- Gdzie jesteś? – Wa tylko o to pyta, bo chichot z trudem tłumi.
- Na przystanku. Przy aptece.
      A! Znaczy jakiś kilometr od domu. I tak daleko dojść się udało w muzealnym okazie na nogach.
      Wa śmiech jakoś powstrzymała, sprawdzone obuwie z półki zdjęła, na rower wsiadła, pojechała. 
      I znalazła Wa biedaka swego, siedzącego w jednym bucie całym, w drugim nie bardzo kompletnym. Jeden wytrzymał, drugi postanowił się rozwarstwić. Zaczął dziwnie kłapać, jakby głodny był, aż nagle plum, góra pofrunęła w przestwór nieodległy, a podeszwa została. Wu, na jednej nodze, z zażenowaniem część odbiegłą dopadł, do przystanku dokuśtykał i poczekał na odsiecz. 

TEST DRUGI

       Minęło kilka dni. Wu postanowił dać szansę kolejnym półbutom. Znów do miasta się udał. Autobusem tym razem. Niestety, kiedy tylko wysiadł i kilka kroków uczynił, buty zaczęły śpiewać. Obydwa, w zgranym duecie. Do połowy się niełaskawie rozsunęły. Podeszwa z górą nic wspólnego mieć nie zamierzała. 
- Wa… – głos w słuchawce wiadomo co zapowiada. 
- No, gdzie jesteś?
- W mieście. Musisz przyjechać. Drugie bym kupił, ale do sklepu nie dojdę. Wstyd tak. 
         Wa po raz wtóry zgarnęła kamasze sprawdzone i na ratunek pospieszyła. 

TEST TRZECI

      Wu postanowił sprawdzić sandały. Piękne. Skóra aromat wydziela na pół domu. Na rower je zabierze. Jak wytrzymają, znaczy skóra jeszcze nie zleżała. 
- Z którego roku te trepki? – pyta Wa niewinnie. 
- Nie wiem. Mogą mieć równie dobrze dwa lata, jak i dwadzieścia. 
- Wyglądają na czterdzieści. 
- Co ty wygadujesz, Wa? Przecież porządne buty, modne. 
- W sam raz do lasu. Na ten rower. 
- Czuję, że wytrzymają. 
- Może na wszelki wypadek weź jakieś zastępcze.
- Nie trzeba. Dadzą radę. 
- Oby!
       Pojechał. Wrócił. Boso. Z podeszwami w jednej ręce, z paskami w drugiej. Pokazał Wa, jak pięknie paski się drą. Jak papier. Na strzępy. Cudo!

      Więcej testów nie było. Kolekcję spod łóżka wyeksmitowała Wa. Nawet anioł może doznać deficytu cierpliwości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BABCIA JADWINIA

JAK MAMA T. GRUSZKI WARZYŁA

TAJEMNICE DAMSKIEJ TOREBKI