BABCIA JADWINIA

      Babcia Jadwinia nie jest moją babcią. Jest babcią mego kolegi.
      Babcia Jadwinia jest osobą niezwykłą i w całej swej istocie oraz trybie życia wyróżnia się znacząco na tle babć zaludniających rodzime sioła i miasta. Jadwinia jest zamożna oraz rozrzutna. Szasta groszem na książki, na kosmetyki, na podróże oraz na spełnianie swych rozlicznych fanaberii. O innych w tym szastaniu też pamięta, ale o tym mówić mi nie wolno, bo zakazała. Obawia się, że ktoś ją w tej opowieści rozpozna i za dobre uczynki ukarze. 
       Jadwinia jest piękna, wiotka oraz elegancka. W suknie zaopatruje się w butikach Rzymu oraz Mediolanu, po perfumy lata do Paryża i od lat nie opuściła żadnego New York Fashion Week. Gdzie chce, tam wejdzie. Kontakty ma liczne, grono wielbicieli od lat bogate. Dba, by to grono wciąż puchło, bo jej metryka stosunki z rówieśnikami mocno utrudnia. Z rocznika Jadwini wszyscy już niebo od strony chmur oglądają. Z kilku roczników wstecz też niewielu szczęśliwców się ostało. Toteż Babcia zapełnia kalendarz imionami ludzi młodych. Młodych, czyli takich, którzy nie dobiegli jeszcze osiemdziesiątki. Jadwinia ma lat dziewięćdziesiąt siedem i na pogrzeby szkoda jej czasu. Niedawno nie miała czasu nawet na własne życie. Ale o tym za chwilę. 
    Kiedy Jadwinia nie uczestniczy w światowych wydarzeniach modowych oraz kulturalnych, kiedy nie rozgląda się za nowymi kreacjami ani nie wklepuje nieprzyzwoicie drogich kremów, robi rzeczy zwyczajne. Skacze ze spadochronem albo na bungee. Fascynującym rozrywkom oddaje się w odległych miejscach świata, bo na ojczystej ziemi albo zakazy albo macki nadopiekuńczej rodziny od spełniania zachcianek ją odwodzą i budują zapory nie do ominięcia. 
       Nagle, jakoś półtora roku temu, tuż po dziewięćdziesiątych szóstych urodzinach, Jadwini odechciało się żyć. Nie popadła w żadną depresję, nie rozchorowała się, nic z tego. Jadwinia nie choruje z zasady, a stan jej emocji od lat trwa w niezmąconej homeostazie. Zmęczyła się i koniec. 
    Postanowiła zatem po dwudziestu latach zbadać stan techniczny swego organizmu. Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, okazało się, że mercedes nówka sztuka to przy niej wrak. Serce jak dzwon, płuca z żelaza, ciśnienie, cukier, cholesterol, hormony, co tam chcecie jeszcze, wszystko lata jak strzała Meridy Walecznej. 
       Zadumała się Babcia i postanowiła organizm sobie popsuć. 
- Całe życie zdrowo jadłam, tłuste i słodkie omijałam, nie paliłam, alkoholu w ustach nie miałam, poza szampanem na faszionłikach. To teraz sobie pohulam i to tak, że za rok kwiaty mi przyniesiecie do kolumbarium. - Obwieściła rodzinie i zabrała się do roboty. 
       Nic sobie nie robiąc z protestów bliskich Jadwinia rzuciła się z entuzjazmem na golonki, torty i praliny, na cygara i whisky. Szło jej całkiem niekiepsko i kiedy po roku pojawiła się na kontrolnym przeglądzie, z wypiekami na upudrowanych policzkach oczekiwała jak najgorszych wyników. 
- Może już obstaluj grabarza. - Poinstruowała zmartwiałego wnuczka. 
      A tu siurpryza okrutna! Wyniki lepsze niż przed rokiem. Hulaszcze życie na nic się zdało! 
- Co ja mam robić, co ja mam robić? - Pytała załamana wrednym obrotem spraw. 
- Żyć, babciu, żyć. - Odparł wnuczek, bo co innego mógł zaproponować? Stryczek, złoty strzał, stos tabletek, pistolet?
- Mowy nie ma! - Żachnęła się Jadwinia. - Już ja coś wymyślę!
       I wymyśliła. Safari. 
- Może tam mnie coś wreszcie dopadnie i zeżre. - Powiedziała na odjezdnym, a właściwie na odlotnym. Osłupiała rodzina, śledząc wzrokiem niknący w oddali samolot, zastanawiała się boleśnie, czy też Jadwnia nie dopnie wreszcie swego i sama do paszczy jakiego przydrożnego lwa nie wejdzie. 
       Nie weszła. Nie udało się. 
- Tylko mnie to głupie słońce atakowało. Lwy i cała reszta tego przyrodniczego chłamu nie chciała się na mnie rzucać. Tylko pieniądze w błoto! A właściwie w piach i zarośla. - Gderała po powrocie, coraz mocniej najwyraźniej wkurzona na przedłużające się nadmiernie życie. 
- Mamo, właściwie nie musiałaś do tych lwów jechać na koniec świata. Równie dobrze mogłaś iść do naszego ZOO. - Rezolutnie zauważył syn Jadwini.
- A czemuś mi wcześniej nie powiedział?!
- Nie wiedziałem, czy tam są lwy.
- A teraz wiesz?
- Nie.
- To ja zaraz jutro idę sprawdzić. A jak nie ma, może znajdę innego kandydata. Któryś wybieg musi być dostępny dla zwinnej kobiety. 
- Mamo, ale ja żartowałem! - Syn złapał się za głowę!
- Dziękuję ci, kochanie. To naprawdę fantastyczny pomysł. 
- Ale mamo! 
   Mógł sobie "alemamować" do wypęku. Nazajutrz Jadwinia, wystrojona stosownie do okoliczności, w miękkie spodnium oraz słomkowy kapelusz przystrojony wyrafinowaną kompozycją owoców i kwiatów, udała się do ZOO. Ku jej najgłębszemu rozczarowaniu, nie zdołała wejść na żaden wybieg. Domy kandydatów na babciożercę były szczelnie zamknięte. 
   Rodzina odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, że Jadwnia ani myślała się poddać i odtąd regularnie nawiedza ZOO w poszukiwaniu ukrytej furtki na wybieg drapieżników. Aż tu niespodzianie wypatrzył Jadwinię inny drapieżnik. Dwunożny. Niejaki Leon, owdowiały i we wdowieństwie swym niepocieszony, snuł się co tydzień po alejkach ogrodu, z lubością podglądając zwierzęta i ludzi. Tak podglądając, natknął się na Jadwinię i popadł w zachwyt. Krążył, krążył, aż zbliżył się na tyle, by do Jadwini nieśmiałym słówkiem zagadać. 
     Jak Leon zagadał, tak Jadwinia o umieraniu zapomniała. Po kilku dniach czułych szeptów przedstawiła absztyfikanta rodzinie. 
- To jest Leoś. Młody trochę, osiemdziesiąt pięć dopiero ma, ale postanowiłam, że zaryzykuję i oddam mu swą rękę. 
- COOOOO?! - Rodzina kolektywnie poderwała się z krzeseł, strącając pomniejsze elementy kawowego serwisu oraz przewracając paterę z tortem. 
- Wychodzę za mąż, tak trudno to zrozumieć? Skoro już muszę żyć, to przynajmniej nie sama. - Jadwinia patrzyła na bliskich z rosnącym politowaniem. 
- Z nami nie chciałaś mieszkać! - Wypomniał z żalem syn Jadwini. 
- Bo wy ograniczacie moją wolność. A Leoś będzie ze mną skakał ze spadochronem. O!
      I wyszła. W kremowej sukni od Diora, w szpilkach Blahnika i w kapeluszu od Prady. Leoś też podobno wyglądał. Ale nie aż tak! 
  Za kilka miesięcy Babcia Jadwinia skończy dziewięćdziesiąt osiem lat. Właśnie zaprenumerowała polskie wydanie "Vogue". 
- Leoś, patrz! - Krzyknęła do męża, odbierając od listonosza umiłowany magazyn. - Całe życie na to czekałam! I pomyśleć, że mogłam tego nie dożyć, gdybym jednak dała się zeżreć na tym safari. 

Źródłohttps://pl.123rf.com/photo_11196000_elegancka-starsza-kobieta-jest-w-du%C3%A5%C2%BCym-kapeluszu.html

Komentarze

  1. Czyli jest dla mnie szansa, w zoo 🦏❤️ Uśmiechy odsyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło, że ktoś tu zajrzał, choć sama autorka uparcie milczy. 😉 A kiedy ma się wiarę w szczęśliwe zrzdądzenia, w ZOO albo w tramwaju szczęście może nas dopaść. Albo na portalu, wcale nie randkowym. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. Może autorka się odblokuje 🦏 nigdy nie wiadomo gdzie inspiracje znikają i nagle wracają 🌷

      Usuń
    3. Inspiracji nie brakuje. Braki zamieszkują oko.

      Usuń
    4. Dobrych świąt, mam Cię na oku :P

      Usuń
    5. Uściski wiosenne! 😚

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

JAK MAMA T. GRUSZKI WARZYŁA

TAJEMNICE DAMSKIEJ TOREBKI