Posty

***

Lato pachnie ciszą i wilgocią skóry.  Gna na oślep w przypływie czereśni.  Moszczą się w koszu, w garści, na języku.  Niedoniesione do słoika i do wspomnień. Zmienia się pejzaż i zegar książek. Czytam je uchem. Oko zasypia i nie chce  się budzić. Zasypia ciało. Zrywam się  do biegu. Ujarzmię je nim minie. Złotem zaklinam zmarszczki. Zmierzch włosów  rozganiam łagodnym śpiewem pędzla. Odtrącam lustro. Tańczę na wrotkach.  W muślinowej sukience łatwiej władać światem. O świcie wracam po słoneczne perły na Orlej Perci. Szarlotka na Ornaku. Warkocze pełne halnego. Otwarte dłonie  Wołowca. Przede mną otwarte. Dla mnie. 01.08.2023

***

  Jesteś? Twoje palce na moim nadgarstku.  Moje palce na twoim. I twój kaszel. Świat się rozwarstwia. Świata już nie ma. Sanki pędzą w dół. Rozbija je cisza. Jesteś? Cisza na moim nadgarstku. Cisza na twoim. Którego nie ma. Zaciągasz się śmiercią aż cię usłyszy. Kusi cię jej powab. ... Nie będzie łez po tobie.  Rozpaczy po człowieku,  który mnie nie wybrał. ... Jesteś? Twoje palce na mojej twarzy. Moje palce na twojej.  Mną się zaciągnij. Życiem. 15.08.2023

Brama

       Stała mu się w burzy. W bramie mu się stała. Taka cicha. Taka jasna. Taka pewna. Stała mu się jak przystań. Cumowanie było łagodne. Wokół sztorm ryczał, spieniały się w nim tajfuny wódki, nigdy niestrawione, nigdy nieoddane, nieprzyjęte jak należy, do dna. Przed dnem się odwracały, w wirze ku górze, w kłębach, w odmętach. Wgłębiały się, przepalały myśli, żarły oddech. Brały sobie w jedyną, bezowocną podległość jego ciało na pastwę wydalone z pordzewiałej łupiny czasu i wiecznej nocy, którą w sobie stworzył, aby w niej zostać. I umartwiać się, jak lubił. Karmiony i pojony wódką. Karmiony i pojony sobą. Pomiędzy ścianami domu. Kiedy go jeszcze miał. Pomiędzy ścianami domów. Kiedy je jeszcze miał. Między ulicami miast. I redakcjami, w które się wtapiał, żeby się wytopić. Po pierwszym niedotrzymanym terminie. Korekty albo kolejnego rozdziału. I kolejnego. Wszystko jedno. Zaliczki. Były. Zdarzały się. Najpierw. Potem się zwiedzieli. Biesiadnicy na stypie geniusza. I geniuszu. Zwiedzi

BABCIA JADWINIA

Obraz
      Babcia Jadwinia nie jest moją babcią. Jest babcią mego kolegi.       Babcia Jadwinia jest osobą niezwykłą i w całej swej istocie oraz trybie życia wyróżnia się znacząco na tle babć zaludniających rodzime sioła i miasta. Jadwinia jest zamożna oraz rozrzutna. Szasta groszem na książki, na kosmetyki, na podróże oraz na spełnianie swych rozlicznych fanaberii. O innych w tym szastaniu też pamięta, ale o tym mówić mi nie wolno, bo zakazała. Obawia się, że ktoś ją w tej opowieści rozpozna i za dobre uczynki ukarze.         Jadwinia jest piękna, wiotka oraz elegancka. W suknie zaopatruje się w butikach Rzymu oraz Mediolanu, po perfumy lata do Paryża i od lat nie opuściła żadnego New York Fashion Week. Gdzie chce, tam wejdzie. Kontakty ma liczne, grono wielbicieli od lat bogate. Dba, by to grono wciąż puchło, bo jej metryka stosunki z rówieśnikami mocno utrudnia. Z rocznika Jadwini wszyscy już niebo od strony chmur oglądają. Z kilku roczników wstecz też niewielu szczęśliwców się osta

DOLNOŚLĄSKA SIEKIEREZADA Z UDZIAŁEM KOSYNIERA

Obraz
      Mój serdeczny kumpel, dla niepoznaki nazwę go Maćkiem, na krańcach Wrocławia rezydencję ma imponującą i wielce gościnną. We wsi, od rezydencji owej o kilkanaście kilometrów ledwie oddalonej, kuzyn jego wiódł żywot sielski w otoczeniu rodziny tak licznej, jak serdecznej. Pewnego lata, które żywym ogniem buchało z nieba, kuzyn żenić się umyślił i przy hojnym wsparciu familii wesele na trzysta głów biesiadnych obstalował. Aby się wszyscy w jednym miejscu mogli zgromadzić, za dom weselny miała posłużyć stodoła. Kiedy już wszystko we właściwym ordynku stało, wyszedł na jaw deficyt w umeblowaniu. Zabrakło krzeseł. Rozjechało się kilku przyszłych weselników po znajomych, rodzinie, sąsiadach prosić o poratowanie w sytuacji uroczystej. Kuzyn, w garnitur ślubny już przyodziany, zawitał do Maćka. Maciek ani myślał krzeseł żałować. W komplecie jadalnianym sześć stało, sześciu użyczył, sześć z panem młodym odjechało.         Kiedy tak wszyscy wokół brakujących mebli się krzątali, dziadek

TAJEMNICE DAMSKIEJ TOREBKI

Obraz
      Od kilku lat krąży w internetach zdjęcie wnętrza damskiej torebki. Zdjęcie ma obrazować rzeczywistość. W ujęciu geologicznym. Stare chusteczki, tampony latające luzem i ubite na skałę, paragony, zwietrzałe błyszczyki, portmonetka, dwa miliardy rupieci, wszystko w opłakanym stanie oraz w plątaninie nie do objęcia wyobraźnią. Obrzydliwej i dość przerażającej.  Dodaj napis Źródło: https://www.pantofelek.pl/16804/przekroj-warstw-geologicznych-w-damskiej-torebce-haha-mocne-d.html    Popatrzyłam na nie z niejaką odrazą i przypomniała mi się zaraz pewna scena. Lidl. Sierpień. Szał przedszkolny, a w Lidlu wspaniałości plastyczne w rozsądnej cenie i zupełnie przyzwoitej jakości. Pognałam, upolowałam, stanęłam w kolejce do kasy. Za mną szybko uformował się ludzki ogonek z naręczami bądź koszami kredek, plastelin, zeszytów oraz bloków. Przede mną facetka z koszem oraz olbrzymią torbą na ramieniu. Format XXXL. Jeśli nie większy. Kasjerka zlicza szkolny chłam, facetka chłamu n

JAK MAMA T. GRUSZKI WARZYŁA

    W pełni lata Mama T., czyniąc zadość rodzinnej tradycji, zabrała się do gotowania gruszkowego kompotu. W robocie owej Tatko jej pomagał. Mama owoce przygotowała, zalewę do nich takoż, gar na kuchni postawiła, w centralnym miejscu onego umieściła olbrzymi słój, a wokół niego armię drobniejszych szklanych żołnierzyków.      Kiedy na ogniu wesołym kocioł zamruczał, rodzice zasiedli w odległym kącie kuchni i poczęli rychtować dalszą baterię owoców. Rychtują niespiesznie, lekko o chmurkach i ptaszkach sobie gwarząc, kiedy nagle huk straszliwy posadą domu wstrząsnął. Zwróciwszy przerażone oczy ku źródłu rumoru ujrzeli ze zgrozą, jak wyrzucona siłą eksplozji szybuje w górę pokrywa kotła, po czym zatrzymawszy się na chwilę na suficie i smolisty krąg na nim zostawiwszy, z piekielnym jazgotem ląduje na posadzce. Tuż za pokrywą fontanna szkła na wszystkie strony wyprysła, a zaraz potem lawa gruszek runęła, sufit i ściany w jedno mgnienie tapetując na słodko.      Rodzice, w pół ruchu za