Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2018

O TYM, JAK MODNY WU Z OBUWIEM SIĘ WADZIŁ

    Żyli raz sobie pan Wu z panią Wa. Pan Wu był modny, Pani Wa cierpliwa.    Pewnego lata Wu zorientował się nagle, że pod łóżkiem sypialnianym zalega  kolekcja nienoszonych jeszcze, dziewiczych butów. Jął je zatem wyciągać, mierzyć, stopy przystrojone kontemplować. Za liczenie się nie brał, bo już na oko było widać, że do setki dojść może. Zawstydził się nieco objętością swych zbiorów, bo łatwo rozpoznał, że żonę swą, piękną Wa, dawno prześcignął.       Ba! Czego się spodziewać po elegancie, który zgromadził z ćwierć tysiąca krawatów, zaś koszulami wieś sporą mógłby obdzielić? Kolekcja butów reszcie garderoby ustąpić nie może! Przegląd trwał i trwał. W efekcie kilka par, porządnie wypastowanych i wybłyszczonych w przedpokoju stanęło, czekając na swą kolej w testowaniu.  TEST PIERWSZY      Modny Wu w nowe półbuty przyodzian wyruszył na rekonesans do miasta. Coś tam miał kupić, coś tam planował załatwić. Żeby się pracy obuwia lepiej przyjrzeć, zrezygnował Wu ze środków lokom

PRZYPADKI WŚCIEKŁEGO BACHORA

  UWAGA! Czytasz na własną odpowiedzialność. Tekst obarczony  najwyższym stopniem niepoprawności politycznej.   Oraz społecznej. Oraz moralnej. PS Prawda rzadko bywa moralna.            Był sobie ongiś Wściekły Bachor, zwany wdzięcznie Joasią. Joasia miłą miała twarzyczkę, uroczy uśmiech, krucze włoski skręcone jak owcze runo. Joasia jak Niewinność się prezentowała i tym bardziej niebezpiecznym była stworzeniem. Anielska aparycja skutecznie chroniła zbójecką naturę oraz zaiste czarcie pomysły.        Bachor objawił się wcześnie. I spektakularnie.        Dzień był piękny. Wrześniowy. Gdzieniegdzie na mazowieckich polach stały jeszcze wielkie stogi siana. Ugory z rzadka tylko straszyły nagością. Pola uprawne hojnie w krąg się ścieliły. Kto żyw uwijał się, żeby przed chłodem zdążyć, przed deszczem, bo to już dawno po żniwach być powinno, a tyle do zrobienia jeszcze.        Stogi się pysznią. Dzieci wokół nich biegają. Dzieciom się nudzi. Czteroletniej Joasi zwłaszcza. Wściekła

PAMIĘĆ

               Wczoraj. Z telewizora, włączonego nieopatrznie, na zbyt długą chwilę, straszyła pamięć.        Miałam szesnaście lat, kiedy pierwszy raz przekroczyłam bramę obozu w Oświęcimiu. Pierwszy. Ostatni.        Baraki. Widziałam. Twarze. Serca. Zdeptaną godność. Zapach śmierci unosił się nad pryczami. Kołysał pajęczynę lat. Skrzepy z niej spadały. Pod nogi.       Gabloty. Okulary. Buty. Łańcuszki. Strzępy ubrań. Pasiaki. Zęby. Runęłam w te sterty, przeturlałam się ledwie tłumionym szlochem. Krew była wszędzie. Nic poza nią. Ofiary. Wokół. Wyłącznie. Ci, którym najpierw skrwawiono ciało, potem myśli, emocje, pamięć; których zbezczeszczono zanim osunęli się pod murem, zanim w gazowej chmurze opadli jak płatki śniegu. Ci, którzy im to uczynili; gdyby przypomnieli sobie o człowieczeństwie, stłamszonym pomiędzy wylotem lufy a pancerzem bestii, wybraliby własną zagładę.                Dzieci. Morze martwych dzieci.      Ciemno. Coś boli.                 Ocknęłam się poz

WIRUS

    I nic. Dupa. Kłębię się w sobie. Znów od okna do lustra. W lustrze pełno dziur. Co ja tu robię? Co ja robię? Będę gadać do siebie, żeby nie rozmawiać z M. i K. Będę tak gadać, jak nie gadałam wcześniej. Nie napiszę już tych opowieści, które miały mnie nieść na szczyty. Na raki chyba. W raczy odwłok.        Wino straciło smak. Odkąd grudzień pożegnał się chorobami. Najpierw K. przywlókł wirusa i sam ledwie kaszlnąwszy zaraził M. i mnie. M., od półtora roku zdrowiutka i rumiana, padła nagle i konkretnie. Za M. poleciałam ja. Po dwudziestu latach nieświadomości, że istnieją na tym padole jakieś grypy. To teraz zaistniały. Spektakularnie. Ścięło nas na trzy tygodnie. Trzy tygodnie w łóżku, trzy kilo z grzbietu. Dieta cuda wianek!         Aleśmy się z M. wygrzebały. Szczuplejsze i mądrzejsze o piętnaście książek. Liczyłyśmy.       M. wróciła do szkoły, ja wróciłam do zamartwiania się. Że się znów rozchoruje, że ja się znów rozchoruję, że K. coś znowu przytarga i niech się m